stulej biały wilk
Gość
|
Wysłany: Wto 10:14, 02 Sie 2022 Temat postu: Panienka na brzegu Wisły puszczała lampiony... |
|
|
... pełna energii, radości, szczęścia. W duszy grała jej melodia, której nuty przepełnione były młodzieńczą werwą, dzikością i niesamowitą rozkoszą, po prostu z samego faktu bycia tu i teraz, przeżywania tej chwili.
Nie wiedziała jednak, że jej poczynania są obserwowane. W pewnej odległości, na skarpie siedział on. Nogi miał skrzyżowane, na kolanach opierając łokcie, w rękach trzymał lornetkę. Od dłuższej chwili śledził loschkę. Od wielu miesięcy skrupulatnie planował ten dzień. Znał dokładnie plan jej dnia, znał czas i miejsce w którym przybywała. Wiedział gdzie i z kim się spotyka. Kosztowało go to wiele wysiłku. Dziś jednak nadszedł czas działania.
Panienka, wychyliwszy do dna butelkę Kasztelana, odstawiła ją na ziemi i poszła w krzaki. Gdy gorący strumień zaczął z sykiem zraszać trawę, nagle poczuła szarpnięcie,
czyjaś dłoń z siłą zacisnęła na jej twarzy chustkę. Walcząc, panienka poczuła, że kręci jej się w głowie, zaczyna powoli odpływać i tracić przytomność.
Gdy opadła na ziemię, on wziął ją pod ramię i podprowadził do zaparkowanego w pobliżu samochodu. Do wynajętego mieszkania miał kawałek.
Obskurna kamienica na Szmulkach widziała niejedno. Czerwone Putno zaparkowało w branie, on wysiadł, obszedł samochód i otworzył drzwi pasażera, wyciągają nieprzytomną
księżniczkę i prowadząc na górę.
Pierwsze uderzenie z otwartej dłoni w policzek panienki nie dało rezultatu, powtórzył je więc jeszcze dwa razy, nim księżniczka zaczęła odzyskiwać przytomność.
Pierwszy co poczuła to smród. Wszechogarniający, duszący odór ludzkich ekskrementów. Powoli otwierając powieki, jej oczom ukazał się odrażający widok.
Ściany tego obskurnego pokoju uwalony były gów.nem. Napisy wykonane gów.nem pokrywały wszystkie ściany, od podłogi do sufitu.
"Żryj fakultety, ku.rwo !!!", wydarł się on prosto do ucha oszołomionej loschki.
"Hryhryhry", psychol aż podskakiwał z radości.
Loschka, błagalny wzrokiem śledziła swojego prześladowcę, gdy ten szczerząc do niej zęby, wyciągnął z kieszeni pomięte kartki papieru.
"Żryj to wywłoko", po czym wepchał jej na siłę kulę papieru prosto do ust.
"Zazdrość fakultetów, dziffko bez szkoły? hryhryhry", po czym podskakując, stanął na środku pokoju, wypiął w jej stronę tyłek i zaczął srać.
Zebrał wysrane gów.no w ręce i zaczał nim rzucać w biedną loschkę. Ta próbowała uciekać jednak z pokoju nie było wyjścia. Chowała się po kątach, robiła uniki,
ale gów.no psychola lądowało na jej nogach, plecach, twarzy.
W pewnym momencie psychol się zmęczył. Przysiadł na podłodze i spoglądając na przerażoną księżniczkę, wyszczerzył pożółkłe zęby.
"Teraz dopiero zabawa się zaczyna, wywłoko", po czym gwizdnął przciągle w palce.
Drzwi, prowadzące do sąsiedniego pokoju otworzyły się, wydając ciche skrzypnięcie. Zza nich wyłoniła się najpierwa wielka łapa, po czym oczom struchlałej i
prawie nieprzytomnej z przerażenia loschki, ukazał się widok zaiste obrzydliwy.
Abominacja, która wylazła przez drzwi, na pierwszy rzut oka, wydawała się czymś prawie nierealnym. Loschka nie była przygotowana na ten widok, i odwróciwszy głowę na bok,
zwymitowała. To co ukazało się jej oczom, obleśnie zarechotało i ruszyło w stronę panienki. Powolne, ociężałe cielsko, oblane zwałami tłuszczu, poruszało się powoli,
ale miarowo. Kroki dudniły, deski podłogi wydawały żałosne jęki. Ochydztwo wyciągnęło racicę po swoją zdobycz i chwyciło księżcznikę za włosy.
Psychol już doskoczył do szamoczącej się loschki i zaczął w podnieceniu zdzierać z niej krótkie spodenki. Loschka wrzeszczała, wiła się i kopała, jednak
abberacja z Torunia nie znosiła żadnego sprzeciwu i potężnym łapskiem, zdusiła wszelki opór. Psychol zdjął buty ze zgrabnych stópek księżniczki, zerwał z niej
spodenki razem z majteczkami, bluzeczka nie przypominała już ubrania. Bluźnierczy stwór zarechotał na ten widok, po czym zaczął ściągać z siebie stare, brudne spodnie.
Odór niemytego od tygodni, zaropiałego, obrośniętego utwardzonymi, zastałymi pokładami smegmy flaka, spowodował prawi fizyczny ból u panienki.
Monstrum machnęło łapskiem i loschka znalazła się na podłodze, tyłkiem do góry. Oblech tylko na to czekał. Uwalił swój zapocony, tłusty bebzon na jędrnym, wysportowanym
tyłeczko księżniczki, tyłeczku, o który tak bardzo dbała, który tak wyrwale trenowała pokonując szlaki górskie, z którego była tak bardzo dumna, a który lada chwila
miał stac się pojemnikiem na ochydztwo toruńskiej poczwary. Lubieżne bydle tylko stęlnęło, gdy jego kna.ga spenetrowała ciasną piczkę loschki.
W tym samym czasie psychiczny zje.b stanął przed panienką i zaczął się z furią nad nią oznanizować. Knurobydlozwierz wydawał z siebie odgłosy szlachotwanej maciory,
gdy z pełną parą pchał loschkę. Posiadacz fakultetów w tym czasie odchylił głowę do tyłu i wydając skrzek nietoperza, spuścił się na piękne włosy forumowej
księżniczki.
Obleśny warchlak posuwał naszą panienkę jak ostatnią, zwykłą ku.rwę. Jego zaropiały kindybał penetrował niedostępne dla zwykłego stulejarza otchłanie rozkoszy,
rozpychając je i rozsmarowując smegmę po wewnętrznych ściankach pochwy loschki. Psychol w tym czasie wytarł obspermionego chooja we włosy panienki, po czym zaczał
jej zasadzać w usta.
"Spróbuj ugryźć szmato, a wyje.bię ci kozkiem po buźce", loschka dławiąc łzy obsmyczyła psycholowi.
Otyła maszkara w tym czasie nie przestawała rżnąć panienki. Kilka ostrych posunięć i toruński bydlak wydał z siebie ryk bizona, po czym mocniej wepchnął w cip.kę
loschki. Drogi rodne naszej forumowej koleżanki obmyte zostały biały, tłustym plugastwem. Stwór, cały zdyszany zwalił się na podłogę. Z rozepchanej dziurki
zaczął wypływać glut. Ochydny glut białożółtej mazi, wyprodukowanej przez gonady oblecha, która teraz sączyła się ze szparki panienki. Płodne łono młodej
dziewczyny przyjęło nasienie toruńskiego zwierzaka.
Po skończonej kopulacji, toruńskie monstrum powoli podniosło się z podłogi. Spoglądając z góry na leżącą na deskach dziewczynę, całą usmarowaną gów.nem psychozje.ba,
w rozdartym ubraniu i uwaloną spermą, wydało głośne pier.dnięcie i poczłapało do pokoju. Psychol w tym czasie posuwał usta księżniczki jakby były zlewem na spermę.
Flak jednak odmawiał posłuszeństwa, wycieńczony wcześniejszym spustem. Psychol był wkur.wiony nie na żarty.
"Ty ku.rwo, masz mi ssać !", wrzeszczał prosto w twarz loschki.
"Nawet nie możesz się równać z mamcią, szmato, hryhryhry", wysyczał koneser drogich, importowanych piw.
"Za karę masz zeżreć gów.no panicza", oczy przchola zajaśniały na ten nowy pomysł. Ponownie gwizdnął w palce.
Na deski podłogi spadł mielony. Drugi upadł, gdy potężna łapa ponownie otwarła drzwi. Przeciwne i niemiłe przyrodzie stworzenie wylazło, mieląc w tłustej mordzie
zmielone mięso.
"Hrymfhhftusfdm", wybelkotał toruński lewiatan i poczał leźć w stronę leżącej panienki.
Loschka, przeczywając jaki los ją czeka, poderwała się gwałtownie. Jednak psychol był zwinniejszy, powalił ją na ziemię i usiadłszy na jej piersi, przycisnął do
podłogi. W tym czasie toruński mongoł usadowił się swoim ochydnym zadem nad twarzą panienki. Księżniczka wydała z siebie jęk zniesmaczenia, gdy gazy z dupy
bydlęcia syknęły prosto w jej otarte usta. Miłośnik mielonych parsnkął i zaczął przeć. Loschka widziała jak zwieracz zaczyna się otwierać i powoli ukazał się jej
oczom czubek brązowego, zwartego stol.za. To, co wydaliła z siebie bestia z Torunia, przerosło najśmielsze oczekiwania naszej księżniczki. Nie był to zwykły stol.etz.
Tak potężnego, zwalistego i ciężkiego gówn.a nie produkuje żadne znane nauce stowrzenie. Klo.tz miał jakieś 70 cm długości i 30 cm średnicy, konsystencję lekko
twardawą a w środku grudki, niczym wnętrze owocu granatu. Loschka, nie mogąc się uwolnić z uścisku psychola, przyjęłą odchody do ust. Około jedna trzecia stol.za
wypełniła jej usta, wpychała się do przełyku. Reszta leniwie spadła na jej czoło, stoczyła się po policzku, brodzi i spoczęła na piersiach. Nie mogąc złapać tchu,
loschka zaczęłą gwałtownie zjadać stole.tz. Liczyła się każda sekunda, dlatego gryzła, przeżuwała i łykała stole.tz toruńskiego bydlaka jak najlepszej jakości
wyroby cukiernicze od Wedla. Nie mineła minuta a całę gów.no, które miała w ustach trafiło do jej żołądka.
|
|